Jak dziegieć pędzono, jak tłókno gotowano

Skomentuj (13)

zobacz więcej (13)

Zakończyły się właśnie dwutygodniowe warsztaty archeologiczne, w czasie których uczestnicy poznawali życie dawnych Słowian zamieszkujących tereny grodzisk nad Chodelką 1200 lat temu. Warsztaty zorganizowało Muzeum Nadwiślańskie w Kazimierzu Dolnym.

Jednym z projektów, jakie realizowano podczas tegorocznych warsztatów był projekt związany z pożywieniem. Już po raz drugi podjęto próbę doświadczalnego odtworzenia pokarmów, jakimi 1200 lat temu mogli się odżywiać mieszkańcy okolic Chodlika. Z badań archeologicznych w Chodliku i Żmijowiskach wiadomo, jakie na tych terenach znano i uprawiano zboża, jakie rośliny zbierano, jakie spożywano mięso. Badania etnograficzne dostarczają wiedzy na temat potraw, jakie były z tych produktów przygotowywane. W tym roku podczas warsztatów skupiono się na przygotowaniu potraw wykonanych z produktów zbożowych. 1200 lat temu na tych terenach uprawiano te same zboża, co teraz, z tym że najwięcej siano żyta i prosa, którego dzisiaj praktycznie się już nie spotyka, znano także pszenicę, jęczmień i owies.

 

Jedną z podstawowych potraw słowiańskich było tłókno, które przygotowywano z uprażonego i rozkruszonego zboża, wrzuconego na wrzątek.

 

- Jak popatrzyłam na kociołek, pomyślałam w pierwszej chwili, że nie dam rady tego przełknąć – wspomina Hanna Lis, prowadząca projekt kulinarny.

Na szczęście tłókno nie było jedyną potrawą, którą próbowano odtworzyć podczas tegorocznych warsztatów. W glinianych garnkach nad ogniskiem gotowano kasze, polewki z lebiody, robiono masło, pieczono chleb w popiele. Przygotowanie chleba zajęło uczestnikom projektu najwięcej czasu. Najpierw trzeba było przygotować mąkę na żarnach. W granitowej niecce ucierano na proszek ziarna żyta za pomocą otoczaka. Potem wyrabiano ciasto, do którego dodano uprzednio nastawiony zakwas i drożdże własnego wyrobu – pozostałość po produkcji słowiańskiego piwa jęczmiennego – doskonałego napoju kojącego pragnienie w upalne dni. A po wyrośnięciu bochenek na chrzanowym liściu lądował wcale nie w piecu, te bowiem weszły do użytku dopiero od X wieku, ale w popiele pod glinianym kloszem. I to nie był wcale koniec pracy dla słowiańskiej gospodyni.

 

- Sztuką jest podsycanie ognia, żeby utrzymać taką temperaturę, żeby chleb się nie spalił. Patrząc na ognisko, wiem, kiedy trzeba odgarnąć, kiedy przygarnąć… Ogień to żywioł, trzeba go cały czas pilnować – opowiada pani Hania, która mimo dużego doświadczenia w przygotowaniu słowiańskich potraw przy pieczeniu chleba nie potrafi się – jak sama przyznaje – wyzbyć cywilizacyjnych nawyków i zerka na zegarek. – Prawie półkilogramowy bochenek piecze się od 40 do 60 minut. Własnoręcznie przygotowany chleb znika oczywiście w tempie błyskawicznym i smakuje nad wyraz!

 

Uczestniczki warsztatów – studentki farmacji z Katedry Bromatologii z Warszawy wyjeżdżając zabiorą ze sobą próbki potraw do badania pod względem wartości odżywczych i przyswajalności przez organizm. Podczas następnej edycji warsztatów w odtwarzanych potrawach będzie można wprowadzić konieczne poprawki. Już wiadomo, po ubiegłorocznych badaniach, że w przygotowanych podczas warsztatów potrawach brakuje witaminy C. Trzeba się będzie zastanowić – mówi Hanna Lis – jak z jej niedoborem, szczególnie zimą, radzili sobie nasi przodkowie nad Chodelką.

 

Podczas warsztatów realizowano również projekty związane z wypałem glinianych naczyń. Do tłustej gliny przywiezionej z okolicy Chodlika dodawano granitowego tłucznia, by formowane na toczku naczynia nie pękały. Ten tłuczeń pozyskiwano również samodzielnie przez ucieranie granitowych odłamków z piaskiem na żarnach. W roku ubiegłym udało się odtworzyć cały proces powstawania naczyń glinianych na tym terenie zgodnie z technologią słowiańską. W tym roku organizatorzy warsztatów skupili się na samym procesie wypału tych naczyń.

 

- Zabytkowa ceramika jest nierówna – z jednej strony czarna – przepalona, z drugiej strony jasna – niedopalona – mówi Paweł Lis, kierownik warsztatów archeologicznych. – Świadczy to o tym, że naczynia były wypalane w otwartych paleniskach – w otwartych ogniskach. Dla porównania przygotowaliśmy gliniany piec garncarski na wzór pieca ze Stradowa w województwie świętokrzyskim, gdzie dokonamy jednego wypału.

Gdy odwiedzaliśmy stanowisko w Bielsku koło Chodlika, gdzie odbywają się warsztaty, naczynia do wypału suszyły się jeszcze na słońcu. Mogliśmy za to podziwiać efekt suchej destylacji drewna w postaci aromatycznej smoły i jeszcze bardziej aromatycznego dziegciu.

 

- Czym to się różni? – odpowiada, prowadzący projekt, Krzysztof Wasilczyk. – W zasadzie jedno i drugie jest smołą. To jest produkt suchej destylacji drewna, z tym że w przypadku dziegciu procesowi poddawana jest kora brzozowa, a w przypadku smoły – karpina sosnowa. Proces w jednym i drugim przypadku przebiega tak samo. Do jamy wkłada się najpierw mniejsze naczynie gliniane, które obsypuje się dokładnie ziemią czy piachem, na to stawia się duże naczynie z otworami w dnie napełnione ciasno korą brzozową lub karpiną i zamyka się glinianą pokrywą. To wszystko dokładnie obkleja się gliną i po wyschnięciu wokół tego glinianego jaja zaczyna się palić ogień. Po 3 godzinach z drewna zostaje węgiel, natomiast w dolnym naczyniu zbiera się dziegieć bądź smoła. Jeżeli proces przebiega optymalnie – wagowo w najlepszej próbie otrzymaliśmy dziegciu 20 % masy kory. I to najprawdopodobniej jest optymalne – w porównaniu z doświadczeniami moich kolegów nikomu się nie udało pozyskać więcej.

 

Starożytny Słowianin z Chodlika na pewno byłby zadowolony z takiego wyniku, zwłaszcza że dziegieć był w cenie, a używano go jako medykamentu, który leczył wszelkie choroby skóry od świerzbu po trądzik.

Inny projekt realizowany w Bielsku dotyczył rzemiosła kowalskiego i wyrobu prostych narzędzi, jakich używali Słowianie w swoich gospodarstwach.

 

Podczas niedzielnego spaceru po podwórku, gdzie realizowano projekty bielskich warsztatów archeologicznych oglądaliśmy efekty działań młodych archeologów prowadzonych przez naukowców i praktyków. Ich barwne opowieści przybliżały życie dawnych Słowian wypełnione od świtu do nocy ciężką pracą. Wypiek chleba traktowany jako doświadczenie naukowe jest interesujący, może nawet bawić, ale strach pomyśleć, co by było, gdyby trzeba się było nim zajmować codziennie i nie dla rozrywki, ale po to, by po prostu przeżyć?

Warsztaty archeologiczne są formą popularyzacji wiedzy o kulturze materialnej dawnych Słowian, która poprzedza powstanie w niedalekiej przyszłości na terenie częściowo zrekonstruowanego grodziska w  Żmijowiskach otwartego Muzeum Dawnych Słowian.

 

Skomentuj


Mapa

Muzea

Muzeum Nadwiślańskie / Oddział Kamienica Celejowska


Zobacz także

Najbliższe oferty specjalne

Poniżej znajdziesz listę obiektów gotowych udostępnić miejsca noclegowe dla osób z Ukrainy, szukających schronienia w naszym kraju. Skontaktuj się z właścicielem obiektu i uzgodnij szczegóły....
Długi Weekend majowy 2024 zapowiada się cudownie. Będzie jeszcze lepszy, jeżeli skorzystasz z oferty specjalnej na majówkę.
Pokaż stopkę