Spacerkiem po okolicy: uroczysko w wąwozie Chojnackiego

Udostępnij ten artykuł

Miejsce to rzeczywiście urokliwe, chociaż wciąż widać niezaleczone jeszcze rany: podcięte skarpy lessowe, pustka po nielegalnie wyciętych drzewach, bajorko po dawnym stawie rybnym. Miały tu stać trzy nielegalnie postawione drewniane dacze. Nie stoją. A natura powoli dochodzi do siebie.

Zapraszam do wąwozu Chojnackiego. Jego nazwa, jak twierdzi regionalista – pasjonat Ireneusz Kiljan, pochodzi od nazwiska rodziny, jaka mieszkała w okolicy jeszcze w XIX w. Tędy przez Jeziorszczyznę i Doły mieszkańcy Uściąża skracali sobie w niedziele i święta drogę do fary w Kazimierzu. Czasy, kiedy drogę do kościoła przemierzano pieszo, boso, niosąc buty w rękach do ostatniego przed miastem strumyka, w którym obmywano stopy, dawno już minęły. Skróty zarosły i trudno dziś tuż przy remizie na Jeziorszczyźnie szukać wejścia do wąwozu Chojnackiego. Strzeże go mocno splątany gąszcz roślin. W poszukiwaniu „drzwi do lasu” idziemy polną drogą kierując się na gospodarstwo agroturystyczne Zacisze, co pozwala nam zobaczyć kapliczkę maryjną wystawioną w 1945 r. przez Romana Kobiałkę w podziękowaniu za urodzenie dzieci. Warto westchnąć pobożnie w tym miejscu, bo inskrypcja na kapliczce „O Maryjo ratuj nas od powietrza wody ognia i wojny. Królowo Korony Polskiej opiekuj się nami” bardzo aktualna…
Wejście do wąwozu Chojnackiego szerokie jak wjazd znajdujemy niedaleko za okazałym przydrożnym drzewem. Do uroczyska stąd niedaleko. Niewielki staw w środku lasu jeszcze kilkadziesiąt lat temu rozbrzmiewał śmiechem okolicznej dzieciarni szukającej tutaj odpoczynku od skwaru lata i pracy w polu. Dzisiaj w tym miejscu błyszczy rdzawo bajorko, które wcale nie zachęca do kąpieli. Dziko tu, ale pięknie.
Obchodzimy wodę dookoła i kierujemy się w głąb wąwozu. Nagle zupełnie niespodzianie dołącza do nas owczarek niemiecki, którego mieliśmy okazję spotkać już w pobliżu kapliczki. Właścicielka zapewniała, że zwierzak jest łagodny, ale nie wspomniała, że to miłośnik samotnych wąwozowych przygód. W sumie to nie samotnych – bo towarzyszy nam przez całą drogę aż do kapliczki na Wylągach ze słynną inskrypcją „Boże daj temu, co zazdrości”. Ociera się o przydrożne stare iwy, zagląda ciekawie do opuszczonego siedliska Stelmacha, zamiata ogonem less z polnej drogi. Jak opiekuńczy duch towarzyszy nam także w powrotnej drodze korzeniową głębocznicą Na Markowskiego i dalej polną drogą Wylągowską. Trzyma się przy nodze, ale wdać, że okolica mu jest znana. Nie szczeka na króla pól, który rozpostartymi rękami ochrania rolę przed nachalnym ptactwem i inną zwierzyną, która nabierze się na jego podobieństwo do człowieka. Przed kapliczką nas  opuszcza i wraca do siebie. Raz jeszcze zatrzymuje się posyłając pożegnalne spojrzenie. Do widzenia!
Długość trasy: 4,26 km
Opis trasy:

Startujemy na Jeziorszczyźnie przy remizie OSP. Mając budynek sklepu / remizy za plecami kierujemy się w drogę prosto ku agroturystyce Zacisze. Mijamy po drodze tunele ogrodnicze. Przy kapliczce maryjnej z 1945 r. skręcamy w prawo. Za dębem skręcamy w odnogę wąwozu po prawej stronie. Wchodzimy w wąwóz. Dochodzimy do uroczyska ze stawem. Idziemy wzdłuż strumienia aż do wylotu wąwozu. Skręcamy w lewo w polną drogę. Mijamy rząd starych wierzb, opuszczone siedlisko. Dochodzimy do kapliczki św. Józefa na Dołach z inskrypcją "Boże daj temu co zazdrości". Wracamy. Za drewnianym domem z ogrodzeniem obrośniętym przyciętą forsycją skręcamy w prawo w głębocznicę Na Markowskiego. Idziemy pod górę pięknym korzeniowym dołem. Kolejnym w Kazimierzu. Polną drogą Wylągowską, trzymając się cały czas lewej strony, dochodzimy do sklepu na Jeziorszczyźnie. Koniec wycieczki :-)

Data publikacji:

Autor:

Komentarze