Odeszła Miłka Szczepkowska

Udostępnij ten artykuł

Koniec pewnej epoki, koniec pewnego Kazimierza, zmarli razem: i Miłka, i Rynkowa… - napisał ktoś w Internecie. Milka Szczepkowska. Stała bywalczyni Rynkowej.

- Była wrośnięta w Rynkową, zawsze przy tym samym stoliku w rogu, z krzyżówkami, gazetami, pijąca herbatę, wieczorami jakieś piwo – to obrazek, jaki wielu zapewne zapadł w pamięci. – Rynkowa i murek przed nią były dla niej, jak dla Stefana Kurzawińskiego, „Gapią Górką”, z której obserwowała Kazimierz i ludzi.

- Rynek – plac zabaw dla dzieci, miejsce przemarszu konduktów żałobnych i orszaków weselnych. Teatr grający sztuki napisane i te improwizowane przez życie. Miejsce targów, występów grajków i zespołów z liczną widownią stanowiącą klientelę ogródków kawiarnianych – tak opisała Rynek w swoim „Alfabecie Miłki” w jednym z Brulionów Kazimierskich.

Wśród tych występów na Rynku zostały opisane i te w wykonaniu przewodników, które bardziej przyczyniały się do budowania swoistej mitologii Kazimierza niż do przybliżania jego historii. Pod literą T tegoż „Alfabetu” czytamy:

- Turyści i przewodnicy […] przewodnik z Nałęczowa opowiadający o cmentarzu za Farą jako ciekawostkę podał, że jest tu pochowany Dzierżyński, ale o tym nikt nie wie ze względu na bezpieczeństwo.

Ona jednak wiedziała, że nie chodziło tu o Krwawego Feliksa, tylko o jego brata, szanowanego kierownika tutejszej szkoły powszechnej, której niegdyś i ona sama była uczennicą.

W swoim „Alfabecie Miłki” utrwaliła także miejsca powszechnie znane, ale już nieobecne: Honoratkę – „dziwną kawiarenkę w willi Graffa, gdzie podawano kawę (pluja), herbatę (ulung), kompot i ciastka z domowego wypieku. Stoliki stały pod daszkami krytymi słomą, z których sypał się deszcz mrówek”, Kolorową – „jeszcze jedną kawiarenkę – efemerydę lat 60. Oferta standardowa: kawa, herbata, ciastka, napoje i przepyszne lody”, restaurację Swojską Jana Michalskiego, który raczył gości pilawem i Brahmsem…


- Mój alfabet dotyczy w większej części przeszłości, bo obecny Kazimierz jaki jest, każdy widzi – zapisała pod literą M.

Tym swoim Kazimierzem z czasów młodości z lat 50., 60. dzieliła się także w innych nastrojowych tekstach zamieszczanych w Brulionie: „Letnicy”, „O śniegu, sankach i świętach”. Kto z nas jeszcze w Kazimierzu wie, jaki to „ptasi śnieg”, jaki „komorniczy”, a jaki „gospodarski”?

Była osobowością w Kazimierzu. Lekko wystawała ponad normę, ale co to jest norma?  Była powszechnie znana, ale tak naprawdę niewiele o niej wiadomo. Była kazimierzanką, która po ukończeniu szkoły zakotwiczyła na Śląsku, by w latach 90. wraz z partnerem życiowym Wojciechem Hubickim – malarzem i ilustratorem powrócić do Miasteczka. Sama też trochę malowała, chociaż, jak twierdzą niektórzy, było to raczej malarstwo pocztówkowo – pamiątkowe. Kochała zwierzęta, zwłaszcza psy i ptaki.

- Jeśli miała jakąś miłość, to była ona zarezerwowana dla ptaków czy psów. W stosunku do ludzi nie pozwalała sobie na taką bliskość w gestach czy słowach. Nie była to uśmiechnięta miła starsza pani, wręcz przeciwnie – usłyszeliśmy w Rynku.

„Rynek – miejsce przemarszu konduktów żałobnych…”

Kondukt za jej urną przeszedł tędy w sobotę 2 grudnia…

 

Data publikacji:

Autor:

Komentarze