Wołyń - o tym, co było kiedyś i co jest teraz

Udostępnij ten artykuł

O tragicznych wydarzeniach, jakie miały miejsce podczas II wojny światowej na Wołyniu opowiadał dziś w Kazimierzu historyk, archiwista IPN dr Leon Popek. W trakcie drugiej części spotkania odbywającego się w ramach III Otwartej Konferencji Stowarzyszenia Wołyński Rajd Motocyklowy  zaprezentowana została działalność Stowarzyszenia „Wołyński Rajd Motocyklowy”.

Głównym punktem spotkania był wykład dr Leona Popka, historyka, archiwisty IPNu, konsultanta historycznego filmu „Wołyń”, który od ponad 30 lat zajmuje się tym tematem. To zainteresowanie wynika z bardzo osobistych powiązań z tamtymi wydarzeniami. Dr Popek pochodzi z rodziny z dziada-pradziada mieszkającej na Wołyniu. W sierpniu 1943 r. zginęło tam ponad 40 jego krewnych. 

- To sprawiło, że ja od dziecka wzrastałem w tym temacie i przyznam, że do końca nie byłem w stanie pojąć, zrozumieć, jak to się stało. Dlaczego oni nas mordowali? – opowiadał dr Popek. - Postanowiłem, że będę studiował historię na KULu. Tak sobie wyobrażałem, że jak poznam warsztat historyka, poznam dokumenty i relacje, będę w stanie odpowiedzieć na to nurtujące pytanie. Pamiętam jedno z pierwszych spotkań z prof. Jerzym Kłoczowskim, on mi powiedział – Leonie musisz zacząć zbierać relacje od ludzi, od świadków, którzy przeżyli, od tych najstarszych.

To były początki trwającej ponad 30 lat pracy mającej na celu odkrycie i zachowanie prawdy o tej tragedii. Wydobycie tych świadectw było nieraz niezwykle trudne. Trauma, jaką przeżyli ludzie z Wołynia, sprawiała, że często nie chcieli wracać do tych wydarzeń. Jednak dr. Popkowi udało się uzyskać ponad 2,5 tys. historii naocznych świadków, którym udało się ujść z życiem z rzezi wołyńskiej. Relacje te odnaleźć można w książkach „Okrutna przestroga”, „Ludobójstwo Polaków na Wołyniu”, „Świadkowie oskarżają”.

Najważniejszym tematem wykładu dr Popka były stosunki pomiędzy Polską i Ukrainą. To, jak te stosunki wyglądają obecnie i jaki wpływ na nie miały tamte zajścia.  

- Mało kto sobie uświadamia, że najważniejszy problem w relacjach polsko-ukraińskich to nierozwiązany problem miejsc pamięci. Na dzień dzisiejszy z 2 tys. polskich wsi na Wołyniu, krzyżem upamiętnionych jest, według moich badań, ok 170 miejscowości – mówił dr Popek. - Pozostałe miejsca, osady, wsie, kolonie, gdzie żyli Polacy, gdzie leżą ich szczątki nie mają żadnego upamiętnienia. Po ponad 70 latach tylko ok. 5 % Polaków, którzy tam żyli i zginęli, jest upamiętnionych krzyżem. Do dnia dzisiejszego państwo polskie o to nie zadbało. Od wielu lat nie przybywa tych krzyży, poza kilkoma postawionymi przez rodziny.  

Uczestnicy spotkania z zapartym tchem wysłuchiwali historii, która - zdawać by się mogło - powinna być dobrze znana, ale o której wciąż nie wiemy wszystkiego. Wykład przedstawił te wydarzenia od samego początku do końca.

- Wołyń w czasie międzywojennym był jednym z największych województw II RP. Zamieszkiwało je ponad 2 mln. 100 tys. ludzi. To był tygiel narodowości, kultur, religii. W przededniu II wojny światowej było tam ok. 370 tys. Polaków. Zależnie od powiatu to było ok. 16-18 % - wprowadzał słuchaczy w realia dr Popek. - Niektórzy mówią, że wszystko się zaczęło 11 lipca 1943 r. Nie, proszę Państwa, wszystko się zaczęło 1 września 1939 r. Już wtedy dochodzi do  właściwie już masowych napadów, grabieży, pobić, gwałtów, zabójstw osadników wojskowych, dwornych. Gajówki, leśniczówki, posterunki policji są napadane i palone. Nikt do tej pory nie policzył, ile tak naprawdę w tym okresie, od 1 do 17 września, zginęło Polaków i nie wiadomo, gdzie oni leżą. W domyśle mówi się, że ok. 2-3 tys., ale dokładnie nie wiadomo. 

- Na wiosnę 1943 r. liczba Polaków na Wołyniu zmniejszyła się z ok. 16 % do 10 %. Mało tego, ci którzy pozostali, byli niemal całkowicie pozbawieni elementu przywódczego. Nie było inteligencji, wojskowych, działaczy społecznych. Okupacja sowiecka i okupacja niemiecka niemal zlikwidowały elity. Jeden taki przypadek opowiem. Sowieci zwerbowali na swojego agenta adiutanta płk. Majewskiego, szefa ZWZ na Wołyń. Ten adiutant wsypał ok. 2 tys., praktycznie 99 %, całej polskiej siatki podziemnej. Wołyń był całkowicie pozbawiony jakiekolwiek możliwości obrony.

- Apogeum działań UPA to był 10 -11 lipca. Wtedy UPA napada jednocześnie na 99 miejscowości. Po dzień dzisiejszy historycy ukraińscy mówią, że nie ma rozkazu, nie ma dokumentu potwierdzającego to wydarzenie. Rzeczywiście tego rozkazu nie ma, ale są rozkazy późniejsze i świadczące o tym fakty. Żeby zorganizować ludzi, broń i ruszyć jednocześnie na 99 miejscowości, to można powiedzieć, że to wojskowy majstersztyk. Tylko 11 lipca zginęło 10 tys. Polaków. Żeby zrozumieć lepiej, co się stało na Wołyniu, to powiem, że w wyniku działalności Niemców na Zamojszczyźnie zostało spalonych ok. 300 wsi, 20 tys. osób wywieziono do obozów. Natomiast UPA w ciągu kilku miesięcy spaliła tylko na Wołyniu ok 2 tys. polskich wsi, mordując w okrutny sposób 60 tys. Polaków.

Wołyń nie był jedynym województwem, w którym doszło ludobójstwa na Polakach. Ukraińscy nacjonaliści dokonywali czystek także na terenie województw tarnopolskiego, stanisławowskiego i lwowskiego II RP. Zginęło tam tak samo dużo Polaków, co na Wołyniu.

Dr Popek, który sam specjalizuje się w historii Kościoła, podkreślał także, jak ważna okazała się wiara podczas tych tragicznych wydarzeń.

- Kościół przez cały okres okupacji był jedyną instytucją, która nie straciła w oczach Polaków na Wołyniu. Żaden kapłan nie zdradził, nie przeszedł na obrządek prawosławny. Ludzie czerpali siłę z duchowieństwa, z Kościoła. Wielu księży było dowódcami samoobrony. Nie było nikogo innego, kto mógłby to robić.

Choć półtoragodzinny wykład to zdecydowanie za mało, by przedstawić pełny obraz tego, co działo się na Wołyniu, to historii opowiedzianych przez dr Leona Popka było tak dużo, że nie sposób ich wszystkich przytoczyć. Można liczyć jednak, że nie była to jego ostatnia wizyta w Kazimierzu. 

W drugiej części spotkania odbyła się prezentacja działalności Stowarzyszenia „Wołyński Rajd Motocyklowy” oraz wyjazdów kazimierskiej młodzieży na Ukrainę, organizowanych przez Henryka kozaka i Marcina Pisulę. Na te inicjatywy można było teraz, po wysłuchaniu wykładu, spojrzeć z nowej perspektywy. Dzięki ich działaniom z roku na rok upamiętnionych jest choćby odrobinę więcej osób zamordowanych na Wołyniu. To zasługuje na uznanie i wsparcie. 

 

Data publikacji:

Autor:

Komentarze