Wielki Post czas zadumy, ale nie tylko...

Udostępnij ten artykuł

Od aktu pokuty – posypania głów popiołem zaczynają katolicy 40 - dniowy czas oczekiwania na święto Wielkiej Nocy. Dziś środa popielcowa. Pierwszy dzień Wielkiego Postu.

Za nami tegoroczny karnawał i ostatki. Dziś w kazimierskich świątyniach, jak i w innych kościołach katolickich w Polsce, wierni gromadzą się na nabożeństwach, by od posypania głów popiołem – symbolicznego aktu pokuty rozpocząć czas Wielkiego Postu. Popielec to dla katolików czas również czas postu ścisłego. Obowiązuje tylko jeden posiłek do syta.

Wielki Post dziś kojarzy się z obrzędowością wybitnie związaną z kościołem. Dawniej i ten okres – z natury smutny, bo związany z sentencją memento mori – był okazją do wcale niesmutnych zabaw. Ta szczypta popiołu, którą w świątyni sypał ksiądz na głowę wiernych ze słowami „ Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”, poza kościołem zamieniała się w całe miski, garnki, a nawet worki popiołu, którym młodzież obsypywała się wzajemnie!

- Jaki młokos przed przechodzącą lub tuż za przechodzącą niewiastą albo jaka dziewka przed lub za mężczyzną rzucała na ziemię garnek popiołem suchym napełniony, trafiając pociskiem tak blisko osoby, że popiół z garnka rozbitego wzniesiony na powietrze musiał ją obsypać albo obkurzyć. Co zrobiwszy swawolnica lub swawolnik uciekł; że zaś nie kożdy mógł znieść cierpliwie taki ceremoniał, sukni i oczom szkodliwy, trafiało się, że wynikały stąd i zwady i bitwy – pisał ksiądz Jędrzej Kitowicz w słynnym Opisie obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III.

Dziś tego typu zwyczaje kojarzyć się mogą ze Śmigusem – Dyngusem, ale i hinduskim Świętem Kolorów, które coraz śmielej puka do naszych drzwi. Mamy już walentynki, może wystarczy?

Czy tego typu zabawy były praktykowane także w Kazimierzu, trudno dziś powiedzieć.  Wiadomo natomiast, że czasem wesołych psot było tu tzw. śródpoście, kiedy to kawalerowie malowali wapnem okna domów, gdzie mieszkały panny na wydaniu. Ale żarty dotyczyły nie tylko relacji damsko – męskich.

- Pamiętam, jak kiedyś – miałem wtedy z 15 lat – młodzi ściągnęli z podwórka jednemu gospodarzowi z Nadrzecznej wóz na gumowych kolach. Rozebrali go i złożyli… na dachu studni w Rynku! Z tydzień stał ten wóz na studni, zanim go zdjęli! – wspomina Seweryn Kwieciński – 82 letni mieszkaniec Kazimierza.

Takie zabawy praktykowane były nie tylko w Miasteczku, ale w całej okolicy. Wystarczy posłuchać starszych mieszkańców. Chętnie opowiedzą.

 

Data publikacji:

Autor:

Komentarze