Byłam oczarowana panią Marią

Udostępnij ten artykuł

Kuncewiczówkę odwiedził niezwykły gość – aktorka Ewa Wiśniewska odtwórczyni roli Róży z „Cudzoziemki”. W rozmowie z Moniką Januszek – Surdacką wspomina kazimierskie spotkania z Marią Kuncewiczową.

Dom Kuncewiczów odwiedził wyjątkowy gość. To Ewa Wiśniewska, znakomita polska aktorka; niezapomniana odtwórczyni roli Róży w filmie „Cudzoziemka” w reżyserii Ryszarda Bera. Premierowy pokaz filmu odbył się jesienią 1986r. Specjalną projekcję, z udziałem twórców i Marii Kuncewiczowej, autorki literackiego pierwowzoru i filmowego scenariusza „Cudzoziemki” zorganizowano również w Kazimierzu Dolnym.

Ewa Wiśniewska wędrując po wnętrzach oddziału literackiego MNKD niejako sama zaczęła wywoływać duchy wspomnień. Często w jej refleksjach pojawiało się słowo „pamiętam” i ten fakt postanowiliśmy wykorzystać. Fragment rozmowy z Ewą Wiśniewską rozpoczyna cykl wspomnień o mieszkańcach willi „Pod Wiewiórką” wygrzebanych z zakamarków pamięci znanych i mniej znanych bywalców tego domu. Być może uda nam się dzięki nim wskrzesić ducha dawnego Kazimierza?

Spotykamy się w ogródku Domu Aktora (bo tak nazywany jest budynek dawnej łaźni, zaprojektowany niegdyś przez samego Jana Koszczyca Witkiewicza). Ignorujemy gwar tętniącego życiem miasteczka, a wysoki żywopłot izoluje nas od otoczenia.

Monika Januszek – Surdacka – Czy w Pani opinii Maria Kuncewiczowa była w latach 80. XX w. pisarką, dla której pielgrzymowało się do Kazimierza?

Ewa Wiśniewska – Pielgrzymowało się do niej, będąc w Kazimierzu, ale nie była to popularność typu „wszechobecnego” Henryka Sienkiewicza. Świadczy o tym to, że tylko dwie je powieści zostały zekranizowane. Ale niektórzy mieli dostęp do tej literatury.

A czy Pani wcześniej po nią sięgała?

Ewa Wiśniewska – Nie, zrobiłam to dopiero, gdy „wybuchła” sprawa wzięcia udziału w filmie. To pani Maria zdecydowała, że mam zagrać. Przywieziono jej z Warszawy zdjęcia trzech aktorek i to ona powiedziała: „Ta, ta ma nos Róży”. W ten sposób dostałam tę rolę. Potem przyjeżdżałam jeszcze kilkakrotnie do pani Marii.

Czy udzielała Pani jakichś wskazówek?

Ewa Wiśniewska –
Ona nie znała polskich aktorów, nie interesowała się tym. Nasze rozmowy dotyczyły rozświetlenia postaci Róży. Rozszerzała krąg mojej wiedzy, chciała nadać tej postaci określony wyraz. Potem, przyjechaliśmy do niej z Jerzym Kamasem, odtwórcą roli Adasia (filmowym mężem Róży), żeby zobaczyła nas razem jako filmowych partnerów.

Czy na takie wizyty jeździło się trochę jak na „audiencję” do królowej? Pamięta Pani może tę pierwszą?

Ewa Wiśniewska –
Przyznaję, że jechałam bez obaw – luźno. Wcale nie dlatego, że byłam tak pewna siebie. Celowo używam tego słowa, bo wiedziałam, że zdjęcia do filmu rozpoczęły się kilka miesięcy temu, z inną aktorką. Pani Maria zobaczyła pierwsze prace i powiedziała „nie”. Wtedy rozpoczęto na nowo poszukiwania odtwórczyni roli głównej. Pomyślałam więc sobie: „Matko Boska, mogę przyjechać…”.  Do dziś pamiętam panią Marię, witającą nas na schodach z lekko przekrzywioną peruką… To był widok niezapomniany dla mnie.

Postać Róży można albo pokochać albo znienawidzić…

Ewa Wiśniewska –
A ja starałam się ją bronić. Zdarzyło mi się to dwukrotnie. W „Sonacie jesiennej” Bergmana, grając Charlottę, broniłam postaci wspaniałej artystki – wirtuoza, która – w przeciwieństwie do Róży –uzurpowała sobie prawo do tego, że jest artystką, a była tylko rzemieślnikiem. Natomiast jej parcie na to, żeby być kimś, przerodziło się w terror w stosunku do córki; żeby z niej chociaż zrobić artystkę. Dopiero pod koniec życia przyznaje, że to jest niesłuszna droga, że trzeba słuchać siebie. Starałam się więc bronić Różę, choć jej wyobraźnia przeczyła rzeczywistości, przecież ona tylko chciała być artystką. Chciała – robiąc spustoszenie wokół siebie i nie bardzo sobie to uświadamiała.


W „Cudzoziemce” doszukiwano się wątków biograficznych. W Pani rozmowie z Marią Kuncewiczową, której fragment zarejestrowała ekipa dokumentalisty, Ludwika Perskiego, pisarka przyznaje, że są tu także wątki autobiograficzne.


Ewa Wiśniewska –
Tak, ale nie śmiem oceniać artyzmu pani Marii, bo swój jakby „zaniżyła”, wcielając w postać Róży też i siebie.

Ale we wspomnianej rozmowie powiedziała Pani też: „Róża to ja”. Nie chodzi tu o niezrealizowany talent… Kobieta złamana, kobieta zrezygnowana. Co w niej wówczas Pani odnalazła?

Ewa Wiśniewska –
Przede wszystkim jeżeli chodzi o tę jej pierwszą i największą miłość – Michała, który zawiódł jej oczekiwania. A ona, będąc tak kategoryczną jak była, nie potrafiła przetrwać tego stanu zawieszenia uczucia. A cierpiała cały czas, wspominając Michała.


A potem to małżeństwo z rozsądku…


Ewa Wiśniewska –
Takie były czasy, pewnie teraz jakaś młoda dusza by się zbuntowała i powiedziała „nie”. Oczywiście, każdy aktor, kreując rolę, nawiązuje do swoich przeżyć, do swoich doznań, do swojej psychiki. Jeżeli jest to czas niemłodej już duszy aktorskiej, jaką ja byłam wtedy, łatwiej to przełożyć na odczucia prywatne.


Jak wyglądały Pani rozmowy z Marią Kuncewiczową?

Ewa Wiśniewska –
Ja byłam oczarowana panią Marią. Natomiast ona nie demonstrowała swojego wieku. Nie miałam świadomości, że rozmawiam ze starszą od siebie kobietą, ponieważ ona miała młodzieńczy zapał. Posiadała niesłychany wdzięk i nie miał on nic wspólnego z upływem lat. Kobietą do końca. Kobietą, a nie babcią.

Gra w „Cudzoziemce” miała swoje konsekwencje…

Ewa Wiśniewska –
Tak, ale to docenia się dopiero post factum. Rzadko zdarza się w filmie polskim tego typu propozycja.

Była Pani również obecna na pokazie „Cudzoziemki” w Kazimierzu, z udziałem Marii Kuncewiczowej.

Ewa Wiśniewska –
Pani Maria odbierała należące się jej hołdy. Nie było to nic nienormalnego. Kiedyś ceniono wartość człowieka, istniał szacunek dla czyjegoś artyzmu, wyjątkowego talentu.

Czy odnalazła Pani ślad tych wspomnień podczas odwiedzin w Domu Kuncewiczów – czyli naszym muzeum?

Ewa Wiśniewska –
On jest! Zakusy były różne na to miejsce i ten lęk, że znajdzie się „mądrala” i coś zrobi z tym miejscem, niestety, tak jak z wytwórnią filmową w Łodzi. Ale nie. Dom jest i nawet pozostał w nim ten charakterystyczny zapach. Chwała wam za to!

Nasza rozmowa była znacznie dłuższa. Ta zarejestrowana, ale także prywatna. Spotkanie zostało uwieńczone spacerem do jednej z kazimierskich galerii. Podczas tej krótkiej wędrówki pani Ewa Wiśniewska natychmiast została rozpoznana przez turystów. Witali ją serdecznie, mówiąc o filmach z jej udziałem. Od razu przypomniały mi się jej słowa o tym, że artystów powinno się cenić nie za udział w celebryckich imprezach, ale za prawdziwy talent. Widocznie duch Marii Kuncewiczowej i tu miał coś do powiedzenia.


Z Ewą Wiśniewską rozmawiała
Monika Januszek – Surdacka
kierownik Domu Kuncewiczów
oddziału Muzeum Nadwiślańskiego


Źródło: Muzeum Nadwiślańskie oddział Dom Kuncewiczów

 

 

Uwaga! Jeżeli ktoś z Państwa pamięta Panią Marię Kuncewiczową lub Jerzego Kuncewicza i zechce podzielić się z nami swoimi wspomnieniami, zapraszamy do kontaktu z redakcją redakcja@kazimierzdolny.pl tel. 696-458-001 lub z oddziałem Dom Kuncewiczów Muzeum Nadwiślańskiego tel. 81 8810 102. Chętnie te wspomnienia opublikujemy na naszym portalu.

Data publikacji:

Autor:

Komentarze