"Tego śladu zatrzeć będzie trudno..."

Udostępnij ten artykuł

Co roku wspominamy tych mieszkańców Kazimierza, którzy trafili do Oświęcimia w wyniku wydarzeń Krwawej Środy i tam w miesiącach zimowych zmarli. Wydawałoby się, że lista ich nazwisk powinna być kompletna. Jednak tak nie jest. Kiedy znajdą się na niej wszystkie nazwiska, będzie to zasługa także Państwa – naszych Czytelników, którzy nadsyłają do nas uwagi na ten temat.

- Choć czas zaciera ślady, to tego śladu zatrzeć będzie trudno… - napisał w swoim życiorysie Bolesław Watras rzeźbiarz z Kazimierza, który przeszedł przez obóz w Oświęcimiu, a potem w Mathausen.

Aresztowano go jak innych w czasie Krwawej Środy 18 listopada 1942 r. Dlaczego? Życiorys, który otrzymaliśmy dzięki uprzejmości wnuczki, Izabelli Kosmali, jednoznacznie wskazuje przyczyny, chociaż dziś trudno powiedzieć, czy taki akt oskarżenia przedstawili mu Niemcy: udział w ruchu oporu. Bolesław Watras został zaprzysiężony w Kazimierzu jako żołnierz Kadry Bezpieczeństwa ps. „Brzoza” niedługo po powrocie z kampanii wrześniowej 1939 r. – w lutym roku 1940. Od następnego roku działał w ZWZ i AK, gdzie w obliczu zbliżającej się niemieckiej inwazji na Związek Radziecki powierzono mu zadanie zbierania informacji o ruchach niemieckich jednostek wojskowych kwaterujących na terenie Kazimierza. W tym celu organizacja skierowała go do pracy przy budowie baraków.

- W dniu 18 listopada 1942 r. w pamiętną na terenie Kazimierza i okolicy Krwawą Środę zostałem jak i wielu innych moich kolegów z listy aresztowany[…] Przewieziono nas najpierw do Lublina na Zamek, a w dniu 18 grudnia do Oświęcimia, gdzie przestałem być Watrasem […] wytatuowano mi nr 81209 i odtąd pozostawałem przez dwa i pół roku jedynie numerem - czytamy w życiorysie.

Bolesławowi Watrasowi w obozie bardzo przydały się umiejętności, jakie nabył w szkole zawodowej w Nałęczowie, gdzie zdobył zawód rzeźbiarza. Drobne pamiątki, jakie rzeźbił pomogły przeżyć i jemu, i jego kolegom z Kazimierza. W swoim życiorysie wymienia ich  nazwiska: Władysław Bernat, Józef Łuczkowski, Jan Kowalski z Cholewianki.

- W dwóch przypadkach uratowałem Łuczkowskiego od śmierci, którego Niemiec jako nieprzytomnego od pobicia skierował do baraku dla chorych – wspomina Watras.

I Łuczkowski (który przeszedł jeszcze przez Buchenwald), i Bernat przeżyli obóz, Jan Kowalski zmarł w roku 1943. Rok później Bolesława Watrasa przeniesiono do Mathausen, gdzie pracował w zakładach metalowych w Linzu. Za sabotaż polegający na niedokładnym czyszczeniu odlewów, na który odważył się w obliczu zbliżającego się końca wojny został on pobity, co pozostawiło trwały ślad kalectwa.

Obóz Mathausen został wyzwolony 5 maja 1945 r. jako ostatni duży obóz koncentracyjny. Bolesław Watras przeżył i wrócił do Kazimierza.

Mniej szczęścia miał zamieszkały w Czerniawach stolarz Jan Mróz urodzony 15 sierpnia 1916 r. w Mąkosach, syn Antoniego i Ewy. Tak jak i innych aresztowano go w Krwawą Środę i przez Zamek lubelski wywieziono do Lublina – mówi jego krewna Ewa Pisula Dąbrowska, która odnotowała ten fakt w swojej nostalgicznej poświęconej Kazimierzowi książce „Dwa Brzegi ponad tęczą”, która już niedługo będzie się ukazywać na naszym portalu w odcinkach. Miał wtedy 26 lat. Pozostawił żonę, która była akurat w 9 miesiącu ciąży. Syn Bogdan nigdy nie zobaczył ojca, który zmarł w Oświęcimiu - jak zanotowali skrupulatni oprawcy - 21 stycznia 1943 r. o godz. 17.00 z powodu „niewydolności mięśnia sercowego”. Bardzo pojemne pojęcie…

Podobny los spotkał Mieczysława Marchockiego – urodzonego 14 marca 1906 r. w Anielinie właściciela willi Marzenie w Czerniawach, która częściowo pełniła funkcję pensjonatową.

- Z przekazów mojej mamy i babci wynikało, że był on nauczycielem w szkole – napisała do naszej redakcji krewna Mieczysława Marchockiego Magda Pękala. – Babcia jeszcze przed wojną razem z ze swoją siostrą wielokrotnie go odwiedzała i zawsze było podkreślane, że został z tej szkoły porwany w niewiadomym celu.

Mieczysław Marchocki podzielił los innych ofiar Oświęcimia – zmarł w Auschwitz 25 stycznia 1943 r.

Wacława Dunię, syna Antoniego i Katarzyny, zabrano z domu na Dołach, gdzie mieszkał. Specjalnie po niego przyjechano. Jak podkreśla jego rodzina - nie było to w Krwawą Środę.

- Akurat mieli z młodszym bratem Bogdanem jechać siać na pole – wspomina jego krewny Stanisław Pustelnik z Dołów. – Ale jakby go coś trzymało. Nagle dom otoczyli Niemcy. Wacek był przy stajni, konia miał zaprzęgać. Na widok Niemców, skrył się. Jak zobaczył, że zwinęli Bogdana, który z 26 roku był, cofnął się, bo mu się szkoda zrobiło i oddał się w ręce Niemców.

Skąd taka akcja Niemców wobec 28 letniego kazimierzanina przeprowadzona w 1942 lub 1943 r.? Wacław Dunia brał udział w kampanii wrześniowej.

- Był plutonowym, miał trzy belki na czapce, pamiętam zdjęcie, ale przepadło – mówi krewny Stanisław Pustelnik.

A po powrocie z wojny wstąpił do partyzantki. Czy to był oddział AK czy BCh, nie wiadomo. W rodzinie krąży wersja, że wydał go kolega. Z zawiści. Początkowo umieszczono go w obozie koncentracyjnym na Majdanku. Matka nosiła mu tam chleb. Droga w tą i z powrotem zajmowała jej pieszo dwa dni. Potem przeniesiono go do Auschwitz, gdzie przebywał razem z Franciszkiem Dziwiszkiem z Bochotnicy, który po powrocie z obozu przekazał rodzinie, że Wacław Dunia był w Oświęcimiu kucharzem, więc powodziło mu się lepiej niż innym. Dlaczego więc nie przeżył?

- Dziesiąty popadł i został zastrzelony – wspomina opowieści Franciszka Dziwiszka Stanisław Pustelnik.

I jeszcze jedna osoba, o której pamięć upomniała się rodzina. Kazimierz Kujawski herbu Rawicz. Kandydat nauk przyrodniczych Uniwersytetu Warszawskiego, poseł na II Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, założyciel i dyrektor Szkoły Ziemi Mazowieckiej w Warszawie (1905-1925). Aresztowany przez hitlerowców w 1941 roku w Kazimierzu Dolnym, który wybrał na swoje miejsce na ziemi i tu pobudował w modnym wtedy stylu modernistycznym willę z opoki, która po dziś dzień góruje nad ulicą Nadrzeczną. Więziony na Zamku Lubelskim, a następnie przewieziony do Auschwitz jako więzień polityczny. Zmarł 15 marca 1942 r. w Auschwitz. Ale to już historia na następny artykuł.

Informacje zawarte w tym materiale pochodzą od naszych Czytelników, którzy zareagowali na nasz apel o uzupełnienie wciąż niekompletnej listy kazimierzaków w Oświęcimiu. Jeżeli ktoś z Państwa posiada jeszcze jakieś informacje na ten temat, prosimy o kontakt z redakcją.

 

Data publikacji:

Autor:

Komentarze