Powstanie Warszawskie. Pamiętamy!

Udostępnij ten artykuł

Zawyła syrena. Kazimierz chwilą ciszy upamiętnił bohaterów Powstania Warszawskiego.

„Polacy! Walka zbrojna o wyzwolenie stolicy rozpoczęta! […] Niech żyje Polska niepodległa!” – pamiątkowe ulotki takiej treści wraz z tekstami piosenek powstańczych Marcin Pisula nauczyciel historii w miejscowym Gminnym Zespole Szkół i radny Rady Powiatu Puławskiego wręczał kazimierzakom i turystom zebranym pod studnią dla uczczenia rocznicy Powstania Warszawskiego.

- Chcieliśmy upamiętnić Powstanie Warszawskie. Nie wchodzimy w politykę. Nie wchodzimy w historię. Nie wchodzimy w spory: warto? – nie warto? – mówił organizator akcji Marcin Pisula. – Oddajemy cześć tym, którzy długo czekali na tę Godzinę W, by walczyć o wolną Polskę. Chcemy uczcić pamięć żołnierzy powstania i rzesz cywilów, którzy zginęli. Żeby nigdy nie odrodził się faszyzm. „Poległym chwała! Żywym pamięć!”

Dźwięk ręcznej syreny strażackiej przyjęto w postawie „baczność”. We wspólnym wykonaniu pieśni pomagały rozdawane teksty.

- Takie upamiętnienie Powstania Warszawskiego dzisiaj ma ogromne znaczenie, bo pozwala nam utożsamiać się z tymi, którzy mieli tyle odwagi i miłości w sercu do wolności, do ojczyzny, do stolicy, że byli gotowi ryzykować tym, co jest dla człowieka najwartościowsze, najświętsze – swoim życiem – mówi uczestnik akcji Leszek Bączkowski.

- Gratulacje wielkie dla Marcina za to, że potrafi zorganizować ludzi swoich i nie swoich, starszych i młodzież do czegoś takiego jak dzisiaj – mówi uczestnicząca w spotkaniu Alicja Romańska.

Wydaje się, że w 1944 r. Kazimierz był od Warszawy bardzo daleko. Urzędnicy ministerialni we wrześniu 1939 r., podążając na wschód, przemierzali tę drogę samochodami w cztery godziny. Pieszo byłoby to bez porównania dłużej. Ale takie właśnie wyzwanie na wieść o wybuchu powstania podjęli uczestnicy zgrupowania w Skowieszynku, skąd do Warszawy 1 sierpnia 1944 r. wyruszyło około półtora tysiąca ochotników pod dowództwem kpt. Woli.

Jak opowiada Andrzej Markowski ze Skowieszynka, który zna tę historię z relacji swojego ojca, żołnierze AK pochodzący ze Skowieszynka i terenu Opola Lubelskiego wyruszyli z tzw. Łysej Górki na Skowieszynku w kierunku Węgierca, Celejowa i Karmanowic ku Warszawie. Szli pieszo, jechali furmankami, na czele – samochód. Do stolicy jednak nie dotarli.

Pierwsze kłopoty zaczęły się już w okolicy Klementowic, gdzie dalszy marsz uniemożliwili Sowieci, m.in. zabierając polskim partyzantom konie. Wrócili więc już następnego dnia. Tu się rozbroili.

- Dwa nazwiska znam – mówi Andrzej Markowski – to Antoni Kubiś ze Skowieszynka i brat stryjeczny mojego ojca Edward Markowski, który potem zaliczył „obóz NKWD” w Skowieszynku. Sowieci przetrzymywali jego i innych „Na dołku” w jamach ziemnych, ale wyszedł. Poszedł do wojska na front i wrócił szczęśliwie do domu.

Jak podaje Andrzej Markowski, 4 sierpnia 44 r. planowano kolejne zgrupowanie – tym razem znacznie większe – około 4 tysięcy osób, ale w związku z niepowodzeniem pierwszej wyprawy, nie doszło ono do skutku.


Data publikacji:

Autor:

Komentarze