Niepublikowany dotąd felieton Marii Kuncewiczowej

Udostępnij ten artykuł

Dziś mija kolejna rocznica urodzin Marii Kuncewiczowej. Z tej okazji Dom Kuncewiczów oddział Muzeum Nadwiślańskiego udostępnia prawdopodobnie nigdy dotąd niepublikowany felieton pisarki na temat patriotyzmu. Ważkie słowa: odpowiedzialność za Polskę. Ponosi ją każdy z nas.

Napisane w szesnastym roku emigracji w Stanach po latach wojennych we Francji i Anglii, w czasie zimnej wojny (dopisek odręczny).
Pierwszy artykuł, jaki w życiu napisałam, ukazał się w warszawskim piśmie dla kobiet „Bluszcz”. Miał tytuł „Odpowiedzialność za Polskę”. Było to w zaraniu niepodległości. Ja także byłam wtedy bardzo młoda. O owszem, w roku 1917 czy 1918 brałam udział w rozbrajaniu Niemców pod Kolumną Zygmunta – już jako studentka. Za czasów szkolnych trudniłam się jeszcze tajnym nauczaniem historii Polski. Jednak, skoro tylko ta prawdziwa, nie historyczna Polska „wybuchła”, natychmiast oswoiłam się z tym faktem i przestałam się interesować zarówno narodem, jak i społeczeństwem.
Życie dla młodych było „fajne”, a kłopoty publiczne traktowało się jak mdły deszcz.
W tym stanie ducha przyszło mi wyjechać na wakacje do Gdyni, która wtedy była jeszcze osadą rybacką. Zamieszkałam u Kaszubów, którzy nie rozumieli po polsku, choć przechowywali w skrzynce starą polską Biblię. W tej rodzinie matka mówiła ze swoim mężem tajemniczą mową kaszubską. Synowie mówili czysto po niemiecku. Wszyscy oni od niedawna przesadzeni do Polski, byli bardzo ciekawi, jacy to są ci nowi, polscy „Herrenshaften”, którzy teraz walili drzwiami i oknami do kaszubskich chat.
Mój pierwszy artykuł został napisany właśnie na ten temat: jak to obcy sądzą Polskę po Polakach, a nie Polaków po Polsce.
Od czasu, kiedy o Polskę nie trzeba było już walczyć, wśród swoich nie czułam się Polką, tylko po prostu kobietą. Dopiero wśród Kaszubów poczułam się nagle odpowiedzialna za Polskę. Wtedy zrozumiałam, że Polska to nie jest pojęcie historyczne, tylko coś, co się nieustannie stwarza rękami, sercem i mózgiem każdego Polaka i Polki. Ten osobisty wysiłek Polaków – jeśli ma wyjść na dobro Polsce – musi być przede wszystkim ludzki.
Moja kaszubska gospodyni ceniła sobie wysoko punktualną wypłacalność, schludność i szacunek dla sprzętu domowego swoich niemieckich letników. Żadne opowiastki o Wandzie, co skoczyła do rzeki, bo nie chciała Niemca, nie godziły jej z niechlujstwem i hałaśliwością tych Polek, które trzaskały drzwiami, w oczy mówiły do niej „gosposiu złociutka”, a za oczy „ta chamka”. Dopiero kiedy jeden młody Polak pomógł jej synom naprawić sieć szczególnie sprytnym węzłem, przekonała się do Polski.
Odpowiedzialność za Polskę stała się chlebem powszednim tych Polaków, którzy mieli do czynienia z innymi. W ciągu ostatnich moich piętnastu lat im dalej na Zachód, tym mniej znajdowałam posłuchu i zrozumienia dla powiastek o Wandzie, królowej Jadwidze czy o wąsach króla Jana, czy o Emilii Plater. Natomiast coraz pilniej patrzono mi na ręce, kiedy pracowałam, kiedy płaciłam i… kiedy zamykałam drzwi. I tym skrzętniej przymierzano słowa, myśli i uczynki do normy, która obowiązuje ludzi cywilizowanych w życiu codziennym i w pracy zawodowej. Jeśli okazywaliśmy się dobrymi sąsiadami i dobrymi fachowcami, dobre imię Polski rosło.
Dlatego nie wydaje mi się rzeczą korzystną, żeby Polacy gdziekolwiek starali się żyć w zamkniętych gromadach, pielęgnując w ukryciu swoje doskonałe zalety, rozgrzeszając się z wysiłku pokonania obcości tym, że król Jan III obronił Wiedeń przed Turkami, a powstańcy walczyli Za Naszą i Waszą Wolność. To nikogo, poza historykami w tej chwili nie obchodzi, a wiadomo, że historycy nie wpływają na bieg historii. Naród – to jest każdy z nas, historia – to dziś, a odpowiedzialność za Polskę ponosi się przed wszystkimi ludźmi.
Wiele osób na świecie nie wie, że madame Curie, która pracowała dla ludzkości we Francji, z domu była Skłodowska i urodziła się w Warszawie. Ale gdy cudzoziemiec dowiaduje się o tym, efekt dla Polski jest lepszy od tysiąca not dyplomatycznych i patriotycznych obchodów. Oczywiście nie każdy z nas może być genialny. Nie każdy też może i chce służyć swemu krajowi sławą międzynarodową. Ale każdy, jeśli zechce, może zjednać serca i rozpraszać swoją pracą przesądy innych ludzi.
Maria Kuncewiczowa, 14.06.1955

Data publikacji:

Autor:

Komentarze