Nie ruszajmy latarni umarłych

Udostępnij ten artykuł

Projekt przesunięcia kapliczki przy Lubelskiej wciąż budzi emocje. O wartości tego obiektu podczas spotkania Towarzystwa Przyjaciół Miasta Kazimierza Dolnego przekonywał regionalista, historyk sztuki Kazimierz Parfianowicz.

Do 1972 roku kapliczka słupowa na Lubelskiej uważana była za obiekt XIX wieczny. Arkady pod daszkiem były ślepe – wisiały w nich za szkłem obrazki o treści religijnej malowane na blasze pochodzące faktycznie z wieku XIX. O tym, że jest wewnątrz jest XVI wieczna figurka Chrystusa Frasobliwego i sama kapliczka jest z 1588 r. dowiedziano się, jak to nierzadko bywa – zupełnie przypadkiem – podczas prac malarskich w 1972 r. Odkrycia dokonał regionalista historyk sztuki Kazimierz Parfianowicz, który jest autorem monografii tejże kapliczki zaprezentowanej po latach podczas spotkania w Kazimierskim Ośrodku Kultury Promocji i Turystyki, które odbyło się z inicjatywy Towarzystwa Przyjaciół Miasta Kazimierza Dolnego zaniepokojonego planami przeniesienia tego obiektu w związku z budową szkoły. 

Towarzystwo stoi na stanowisku, że wartością zabytkową kapliczki jest zarówno stan materialny jak i jej dotychczasowa lokalizacja.

Kazimierz Parfianowicz uważa, że takie kapliczki słupowe zwane latarniami umarłych zaopatrzone rzeczywiście w „światełko wiekuiste” stawiano na cmentarzach i w miejscach pochówku tych, którzy z różnych powodów na cmentarzu spocząć nie mogli. Do tych wykluczonych należały między innymi ofiary epidemii, które cyklicznie pustoszyły Polskę i Europę. Jedna z takich zaraz panowała w Kazimierzu właśnie w tym czasie. Dokumenty kazimierskie z tego okresu stwierdzają, że zabraniano szkutom i innym statkom zatrzymywać się przy brzegu kazimierskim, by nie rozwłóczyć choroby, bo jedną z podstawowych zasad walki z czarną śmiercią było „uciekaj szybko, daleko i nierychło wracaj” – jak pisał w tym czasie znany krakowski lekarz, profesor Akademii Krakowskiej Sebastian Petrycy.

Ofiary morów chowano zgodnie z przepisami z tamtych czasów bardzo głęboko; w skórzanych worach, zasypywano wapnem i przykładano kamieniami. Dopiero potem przysypywano ziemią w kształcie kopczyka. Miejsce to zaznaczano waśnie kapliczką zwieńczoną dwuramiennym krzyżem epidemijnym tzw. karawaką. 

Czy pod kazimierską kapliczką na Szkolnej rzeczywiście są pochowane ofiary epidemii? Nie wiadomo. Nikt nigdy takich badań nie prowadził. Na jej szczycie też nie zachował się dwuramienny krzyż, co nietrudno wytłumaczyć. Po okresie zaborów symbolika karawaki zatarła się, a krzyże te kojarzyły się błędnie z prawosławiem, dlatego też stare zastępowano tradycyjnymi katolickimi. Tak czy inaczej Kazimierz Parfianowicz do takich badań nie zachęca.

- Niech spoczywają w pokoju – mówi apelując tym samym o nieprzesuwanie kapliczki.

Przyjrzyjmy się jeszcze kazimierskiej figurze Chrystusa Frasobliwego. Wykonana z modnego w tym czasie tzw. sztucznego kamienia rzeźba nawiązuje do legendy, która głosi, że Chrystus po ukoronowaniu cierniem przysiadł znużony na leżącym jeszcze krzyżu i miał sen. Obaczył ogrom męki, jaka go czeka. Figura Chrystusa Frasobliwego ukazuje właśnie ten moment. Kazimierski Jezus błogosławi zebranych lewą ręką, co można odczytać jako znak nadziei dla tych po lewicy, odrzuconych, których czekało potępienie.

- Przy uroku tej rzeźby, przy nastroju twarzy Chrystusa i sposobie potraktowania Jego struktury cielesnej narzuca się skojarzenie z nagrobkiem Andrzeja Firleja i jego małżonki Barbary autorstwa Santiego Gucciego, który działa w tym czasie w Janowcu – mówi Kazimierz Parfianowicz. – Można przypuszczać, że ktoś z jego współpracowników, a być może ona sam dołożył ręki do wykonania tej rzeźby.

Obecnie w kapliczce eksponowana jest jedynie kopia, oryginał można zobaczyć w muzeum.

W kapliczce odkryto także tajemnicze litery PBH, PDS i SH 88, które nawiązują, jak przypuszcza Kazimierz Parfianowicz, do umieszczanych na karawakach inicjałów modlitw zabezpieczających przed morem. Mimo znanych wykazów takich modlitw, kazimierskie inicjały pozostają dziś nieczytelne. Kapliczkę zdobią także ornamenty sznurowe i formy koliste, które jak przypuszcza dr Romana Rupiewicz, mogą być pozostałością po rozetach z guzami. A takie obserwujemy chociażby na kazimierskiej chrzcielnicy z tamtego czasu autorstwa Santi Gucciego.

Wykład był przyczynkiem do dyskusji o konieczności zabezpieczenia tego miejsca i ponownego przeanalizowania projektu organizacji ruchu samochodów straży pożarnej przy szkole bez konieczności przesuwania cennej kapliczki. I nie ma tu znaczenia, że samo przeniesienie to prosta czynność inżynieryjna, jak twierdzą niektórzy.

- Najwyraźniej – jak widać – projektujący drogę pożarową - firma pochodzi z Katowic - nie znali dobrze Kazimierza – mówił Jerzy Żurawski były konserwator zabytków w Kazimierzu. – Ulica Lubelska, gdzie zaprojektowano drogę pożarową, jest ulicą jednokierunkową, a więc wjeżdżać tą ulicą od strony rynku wozy strażackie by nie mogły. Oczywiście one mają przywilej wjazdu, ale zawsze przy ul. Lubelskiej parkują samochody, jezdnia jest zawężona i mijanie się wozów strażackich tutaj - co zakłada ten projekt – byłoby niezmiernie utrudnione. Dodatkowo ruch spowalniają liczne na tej ulicy garby.

Obecni na sali radni z przewodniczącą Komisji Edukacji, Kultury, Kultury Fizycznej i Turystyki Ewą Wolną zapewniali, że sprawa stanie na komisjach Rady Miejskiej i na najbliższej sesji.

 

Data publikacji:

Autor:

Komentarze