Ku czci Soboty i świętego Jana

Udostępnij ten artykuł

Majeranek, bazylia, czarnuszka, marzanka wonna, macierzanka, lubczyk, cząber, arcydzięgiel i hyzop – co najmniej siedem z tych ziół powinno się znaleźć w sobótkowym wianku rzuconym na wodę w wigilię św. Jana, by przepowiedział dziewczynie, kiedy wyjdzie za mąż.

Sobótka – święto miłości, trochę zapomniane, trochę przytłumione przez lutowe Walentynki, powoli powraca do łask. Zawsze miało formę ludowego festynu, podczas którego kluczowymi elementami były ogień i woda. Dziewczęta przygotowywały wianki, które często ze świecami puszczały na wodę, wróżąc o zamążpójściu. Przygotowywano ogniska, wokół których tańczyła później młodzież przepasana bylicą, śpiewając i skacząc przez płomienie. Para, której udało się przeskoczyć ognisko mogła bezkarnie zniknąć na całą noc. Przecież to święto miłości. Nic więc dziwnego, że z takim świętem przez wieki wojował Kościół, wydając wojnę dwóm żywiołom: pogańskiej Sobocie – bogini uzdrawiających ziół, które pękami wrzucano do ognia 21 czerwca w tę najkrótszą noc w roku, i – miłości, która sama w sobie jest żywiołem. I udało się, choć nie do końca. Polskiej sobótce patronuje teraz już nie bogini Sobota, choć upamiętnia to nazwa, ale święty Jan Chrzciciel, który świeci wodę dla bezpiecznej kąpieli. Zmieniono też datę z 21 na 23 czerwca – wigilię świętego Jana.

Tak czy inaczej dziś sobótki czy wianki świętuje się w okolicach najkrótszej nocy w roku. W Kazimierzu organizowane są wtedy imprezy towarzyskie, nierzadko na samej Wiśle – na statku. W tym roku dwukrotnie na zakończenie Dni Wisły przypomniało o starych zwyczajach Muzeum Nadwiślańskie. 15 czerwca na błoniu przed spichlerzem Ulanowskich Zespół Pieśni i Tańca „Powiśle” z Puław zaprezentował widowisko obrzędowe „Sobótka”. Dziewczęta opasane – jak nakazuje tradycja – bylicą, której przypisywano moc obrony przed urokami i złym wzrokiem, odtańczyły taniec z wiankami, które ułożyły sznurem na trawie. W mrokach głębokiego wieczoru wyglądało to, jakby płynęły one wąską rzeczułką w poszukiwaniu oblubieńca dla panny. Druga część widowiska to taniec chłopców z pochodniami wokół ogniskowego stosu, nawiązujący do dawnych popisów zręcznościowych. Nie było skoków przez ogień, ale w choreografii tańca pojawiły się były elementy nawiązujące do polowań: gesty imitujące rzut oszczepem do zwierza, złagodzone klaśnięciem - w końcu to tylko zabawa, a nie prawdziwe polowanie. Nie zabrakło również rytualnego dla Słowian palenia ziół, których iskry strzelały wysoko w granatowe niebo, wracając do słowiańskich bogów.

Następnego dnia Sobótkę celebrowano w Żmijowiskach na otwarcie Muzeum Dawnych Słowian. Tu jak niegdyś pojawili się Lędzianie w odświętnych strojach, rozpalili święte ognie i złożyli ofiary bogom z wody, ognia i jadła. Lędzianki śpiewały i tańczyły, a ich towarzysze skakali przez ognisko. Pokazy tradycji sobótkowych zakończył pochód Słowian z pochodniami i słomianymi Kupałami do pobliskiej rzeczki Jankówki, gdzie dziewczęta puściły na wodę tradycyjne – z ziół uwite – wianki. Niektóre z nich – również w zgodzie z tradycją – zostały wyłowione przez tych Słowian czy ich gości, których stać było na ofiarę zamoczenia się w rzeczce i w ten sposób okazanie uczuć do swej lubej. Prezentacje historyczne wzbogacono narracją i gawędami przy ognisku. O tradycjach sobótkowych opowiadała archeolog – Anna Kacprzak.

"Jan święty Chrzciciel przyszedł. Więc palą sobótki.
A wokoło niej śpiewając, skaczą wiejskie młódki.
Nie znoście tych zwyczajów! Co nas z wieków doszło
I wiekiem się ustało, trzeba by w wiek poszło."

Fot. Mateusz Stachyra 

Data publikacji:

Autor:

Komentarze