Janowiec pod wodą. Fotoreportaż (video)

Udostępnij ten artykuł

Woda w Janowcu powoli opada. Na budynkach i drzewach widać poprzedni jej poziom wyższy o jakiś metr. Jednak wiele posesji wciąż jest zalanych, z innych woda owszem cofnęła się, ale wciąż stoi na podwórkach. Fotoreportaż Mateusza Stachyry.

Woda w Janowcu powoli opada. Na budynkach i drzewach widać poprzedni jej poziom wyższy o jakiś metr. Jednak wiele posesji wciąż jest zalanych, z innych woda owszem cofnęła się, ale wciąż stoi na podwórkach. Z jednego z nich wsiadamy do łódki. Przytrzymuję się płotu, żeby nie stracić równowagi, chociaż to niewiele pomaga – bo sztachety ledwo wystają nad powierzchnię wody. Trudno powiedzieć: lustro wody, bo woda ma kolor nieprzyjemnie zielonkawy – obok jest obora, zalana aż po okna…

Łódka rusza. Zakończone ostro wiosło pozwala wyprowadzić bat z podwórka na większą przestrzeń, gdzie pływa rzęsa wodna z sianem.

- Tu prawie każdy ma przy domu staw – mówi pan Henryk nasz przewodnik i za chwilę poprawia się – Miał… Ryby popłynęły razem z falą…

Przed nami wkrótce otwiera się naprawdę szeroki akwen wodny. Jezioro. Z wody jest przepiękny widok na kościół, górę zamkową i sam zamek Firlejów, skarpę. Nie widać zalanych domów spoza gąszczu ogromnych koron drzew, które jakby potraciły swe pnie i teraz zdają się wyrastać wprost z wody jak wielkie kępy krzaków. Słońce praży. Po prostu: wakacje… Aż nie chce się wierzyć, ze dwa i pół metra pod nami jeszcze dwa dni temu rosła pszenica, rzepak, truskawki i maliny. Przed nami zalany jeszcze niedawno cmentarz. Teraz woda stoi już tylko u bramy. To wcale nie jest miejsce rekreacji.

Płyniemy do wyrwy w wale, przez którą Wisła wdarła się do Janowca.

- Przeżyłem 3 powodzie. Nie pamiętam takiej wody, nawet jak przerwało wał w na początku lat 80 – tych mówi kapitan łodzi.

Pan Kazimierz, z którym rozmawiamy później na tarasie jego domu, oglądał w tym czasie film z Jamesem Bondem.
- Było dokładnie pięć minut po północy, w telewizorze Bond przeprowadzał jakąś podwodną akcję sabotażową. I wtedy na dźwięk z filmu nałożył się inny, który trudno było z początku określić. Szum? Huk? Trzęsienie ziemi? – Zanim naszemu rozmówcy udało się znaleźć odpowiednie określenie, zawyły syreny. Pojawiły się helikoptery wojskowe. Światła. Straż ogłaszała natychmiastową ewakuację. Woda przybierała w zastraszającym tempie. Zaczęły wybuchać studzienki kanalizacyjne.

Sytuacja wyglądała tak, jak działania wojenne, Armagedon – mówi pan Kazimierz. Nie pozostało mu nic innego jak budzić rodzinę i uciekać. Historia jak z filmu akcji. Zupełnie nie do wiary, nawet dla tych, którzy w niej uczestniczyli. Do tej pory.

Wał przerwało na zakręcie, tuż obok drogi dojazdowej. Wyrwa ma teraz około 70 m szerokości i podobno 12 m głębokości. Obok pływają drzewa wyrwane wraz z korzeniami przez falę powodziową. Siła wody była więc ogromna.

Przed nami sad orzechowy. Wśród drzew – dom, zalany do pierwszego piętra. Przepływamy obok. Ani żywej duszy. W kapliczce murowanej z opoki pozostał tylko drewniany Nepomucen, któremu nie udało się tym razem uchronić gospodarzy od powodzi…

Wypływamy na szeroką wodę. Tuż nad powierzchnią pojawia się biało – niebieska balustrada. Most na rzece Plewce.
- Popłyniemy teraz w dół rzeczki – mówi kapitan. Brzmi to cokolwiek groteskowo, bo żadnej rzeczki nie widać. Tylko jedno wielkie rozlewisko.

– Tu jest boisko sportowe – relacjonuje kapitan – woda opada, ale bramek jeszcze nie widać…

Okazuje się jednak, że droga w dół Plewki nie jest możliwa. W tym miejscu na dużej powierzchni pływa siano. To zbyt niebezpieczne dla silnika. Wracamy. Przed nami domy w wodzie, niektóre zalane po dach. Nad wodę wystaje ramię koparki. Gdzieś tu pod nami podobno leży wóz strażacki, który zakopał się podczas ewakuacji jednego mieszkańców. Przyjeżdżali po niego dwa razy. Nie chciał zostawić domu. Dopiero, gdy woda zaczęła bardzo gwałtownie przybierać, pozwolił się wyprowadzić. Auto zakopało się. Trzeba było wzywać inne, by go wyciągnąć. Nie zdążono z tą operacją. Ledwie strażakom udało się ujść z życiem przed nadchodzącą falą.

Woda powoli opada. Mieszkańcy – tam, gdzie to możliwe – zaczynają porządkować swoje posesje, chociaż na wielu jeszcze stoi woda i to całkiem niepłytka. Na parkingu przy kościele przygotowano plac na odpady. Te jednak na razie pakowane są w worki i wystawiane przed bramy. Sprzątać – nie sprzątać? Ludzie czekają. Mówi się całkiem poważnie o możliwości wystąpienia trzeciej fali. W górach topnieją śniegi, planowane są zrzuty wody ze zbiorników retencyjnych na południu Polski, znowu zapowiadają ulewne deszcze. Wszystko okaże się za 4 – 5 dni. Ludzie boją się, że kolejna powódź może być nawet groźniejsza niż ta, która jeszcze nie przeszła. 

Opuszczamy Janowiec. Tak tu cicho. Tak jak zwykle – mówi pani Agnieszka z nadzieją w głosie.

 

Zobacz również:

Data publikacji:

Autor:

Komentarze