Lektura na weekend: Robaczki świętojańskie

Udostępnij ten artykuł

Ciepłe lipcowe noce sprzyjają spacerom. Wśród krzewów i traw błyskają niekiedy niesamowite zielone iskry. To kwiat paproci? Niewykluczone, chociaż najpewniej to świetliki, których blask dla Ewy Pisuli – Dąbrowskiej  w książce "Dwa brzegi ponad tęczą" stał się inspiracją do rozważań nad ulotnością ludzkich spraw.

„Pamiętaj, człowiecze, że cię niedługo na świecie”. (Przysłowie polskie)

Co jakiś czas chodzę sobie do Muzeum Nadwiślańskiego — na Senatorską.

Czasami dlatego, że jest w nim jakaś wystawa, która mnie interesuje, czasami, gdy tęsknię za przeszłością.

Kiedyś, gdy relacjonowałam ojcu, co nowego w muzeum zobaczyłam, zapytał mnie, czy widziałam w gablocie na parterze rodzinną tabliczkę egzekwialną.

— Jaką? — zapytałam zdziwiona.

— No, jak to jaką? Z napisem „Józef Pisula”.

— Nie leży, nie widziałam.

— Musi leżeć, bo leżała.

Popatrzyliśmy na siebie zdziwieni. On na mnie, ja na niego.

Zaciekawiona tematem, poszłam jednak dopytać się o tę widzianą przez ojca tabliczkę.

— Zmieniamy co jakiś czas ekspozycję — usłyszałam. — Oczywiście tabliczka, o którą pani pyta, jest w naszych zbiorach. Możemy zrobić fiszkę, zdjęcie, kserokopię opisu tego przedmiotu.

— Skoro nie mogę zobaczyć jej w gablocie, to poproszę — powiedziałam. Byłam ciekawa, co takiego widział ojciec, czego ja nie zdążyłam zobaczyć.

Po kilku dniach dostałam od muzeum kopertę. Były w niej zdjęcia i opis okoliczności, w których muzeum weszło w posiadanie nagrobnej cynowej tabliczki. Zaintrygował mnie głownie opis, właściwie kartoteka przedmiotu.

Dziwny ten mały miejscowy świat, nieodgadniony, z tajemnicami, których nikt już nigdy nie rozwikła, pomyślałam po przeczytaniu krótkiego opisu przedmiotu.

Z punktu widzenia historii miasteczka, obiektów architektury odnaleziona pobielana cyną tabliczka jest prawie nic nieznaczącym przedmiotem o numerze inwentarza MKD/3270/5. W rubryce pochodzenie przedmiotu widnieje opis z 1998 roku: „Odnaleziona przy porządkowaniu zachodniej wieży kościoła farnego w Kazimierzu. Czas powstania 1881 r. Wartość 15 zł”.

Przeleżała sobie w Farze 117 lat, policzyłam. Dziś ma 130 lat. Dla muzeum pewnie była interesująca ze względu na ornamenty, sposób zdobienia, materiał, z którego została zrobiona, formę i kulturę obrzędu pochowku.

Dla mnie profesjonalny język kartoteki przedmiotu stał się źródłem pytań.

Najpierw urodziło się: Dlaczego syn moich pradziadków tak młodo umarł, miał 26 lat, co czuli, chowając dziecko, jakie wraz z nim pochowali nadzieje? Gdzie spoczął wtedy w 1881 roku? Na cmentarzu tuż za Farą? Może, likwidując cmentarz tuż za Farą, parafia nie wiedziała, co zrobić z takimi tabliczkami egzekwialnymi, i dlatego ta znalazła się w zachodniej wieży kościoła. W opisie muzealnym odnotowano: „przy bocznych krawędziach i u góry otwory po gwoździach”. Te dziury po gwoździach świadczą, wprost, że była do czegoś przymocowana, przybita. Co stało się z trumną?

Moi przodkowie pochowali swoje dziecko w 1881 roku, ja urodziłam swojego pierwszego synka 100 lat później, w 1981.

Takie rzeczy powinniśmy wiedzieć z przekazów rodzinnych. Może należy opowiadać je dzieciom? Małe chętnie i ufnie słuchają. Dorastając, wątpią we wszystko, a potem to już nie mają czasu na słuchanie, bo rozpędzają się do dorosłego życia i wiadomo — są najmądrzejsze.

Może niepotrzebnie, przez pryzmat swojego strachu chronimy dzieci przed tematem śmierci i przemijania. Przecież dzieci oswajają się naturalnie, a my, chroniąc, właściwie ograniczając ich emocje, modyfikujemy je jak kukurydzę.

Historię z cynową tabliczką dostałam od ojca. Gdyby nie zapytał o nią, nie wiedziałabym, że istnieje, nie poszłabym do muzeum, by o nią dopytać.

Opis, który otrzymałam, zrodził też inne pytania. Jak to się stało, że tyle lat przeleżała, że nikt nie zaglądał do zachodniej wieży kościoła? Dlaczego ojciec zdążył zobaczyć ją w muzeum, a ja nie? Czy powróci do ekspozycji?
Czy ją zobaczę na żywo? Co wtedy poczuję, wyobrażając sobie, że dotykał ją ktoś z moich bliskich?

Czy tamta rozpacz rodziców wsiąkła w cynę? Czy ją czuć?

Paweł Lis, kierownik Działu Historii tutejszego muzeum, opisał ten przedmiot tak: „W środku tabliczki widoczna sercowata tarcza, obwiedziona plecionką. Po obu stronach tarczy postacie aniołów trzymających w ręku liście palmowe. Dół tabliczki ozdobiony motywem roślinnym. Nad tarczą, otoczona pięcioma głowami aniołów, korona z napisem ≪GLORIA DEO≫. Pod koroną sylwetka ptaka z rozpostartymi skrzydłami skierowana głową w dół, na tle ukośnych promieni”.

Gdy moja siostra powiedziała mi ostatnio, że jasnowidząca widzi nad nią pięć aniołów, że to rzadkość, bo na ogół my ludzie mamy przy sobie trzech, skojarzenie poprowadziło mnie do opisu tabliczki z głowami pięciu aniołów. Ale czy dziś wierzy się wróżkom, które widzą nad głową pięć aniołów?

Zresztą, czy ktoś oprócz mojego ojca widział w muzeum tę egzekwialną tabliczkę z głowami pięciu aniołów nad koroną?

Ile małych ludzkich tajemnic, radości i dramatów kryje to miasteczko?

Ilu aniołów nam towarzyszy w drodze? Nie wiem, bo mało się o tym pisze. Więcej uwagi poświęca się budynkom, obiektom architektury niż ludziom.

Szkoda, bo one łatane, rekonstruowane zostają na wieki. Zostają w naturze, w kawałkach, na obrazach, w opisach. Można je nawet po latach odtworzyć.

Z ludźmi jest inaczej.

Ludzie przychodzą na chwilę i zaraz odchodzą. Jak robaczki świętojańskie.

Ich myśli, uczucia i namiętności są ulotne jak ich chwilowe światło.

Nie dziwcie się, że odkrycie cynowej tabliczki zrodziło pytania o ich światło. Światło tamtych robaczków świętojańskich.

Gloria Deo.

 

Data publikacji:

Autor:

Komentarze