Kazimierz ma głos

Udostępnij ten artykuł

Mieszkańcy Kazimierza upominają się o swoje prawa. Pierwsze spotkanie pod nazwą Głos Kazimierza miało miejsce w ubiegłym tygodniu.

Dość tajemnicze ogłoszenia zawisły niedawno w Kazimierzu: Głos Kazimierza: spotkanie mieszkańców. Nie było to jednak ani posiedzenie Samorządu Mieszkańców, ani spotkanie zwołane przez burmistrza miasta. Zebranie poświęcone m.in. sprawom ulicy Lubelskiej, kamienicy aptecznej i obecności policji w mieście prowadziły dwie kazimierzanki: Katarzyna Siemińska i Krystyna Błażewicz. Byli także przedstawiciele policji, magistratu i radnych.

- Razem z mieszkańcami chcemy mieć wpływ na to, co się dzieje w Miasteczku – mówi Katarzyna Siemińska. – Chcemy zaktywizować mieszkańców.

A ci oczekują większej aktywności od policji. Nie tylko chodzi o wystawianie mandatów za złe parkowanie, chociaż w mieście panuje opinia, ze policja, aby nie zniechęcać do Kazimierza turystów, karze głównie… miejscowych.

 - Wjechałam w Lubelską tylko odwieźć dziecko do przedszkola i policja goniła mnie na sygnale – żali się już po spotkaniu jedna z mieszkanek gminy. – Policja dzisiaj wlepiła mandat kurierowi, bo był w aucie, a ten samochód – oczywiście nie wiadomo, gdzie jest kierowca – stoi na Nadwiślańskiej już kilka godzin i policja go ominęła, nawet mandatu za wycieraczkę nie włożyli – dodaje inna.

Chodzi o to, by policyjne patrole było widać w Miasteczku. 

- Chcemy, żeby policjanci chodzili po Kazimierzu, żeby ich było widać – mówi Katarzyna Siemińska. – Ja wierzę, że to pomoże utrzymać porządek w Miasteczku: żeby oni w czasie weekendu dwa razy dziennie przeszli te ulice, a w normalne dni – raz albo co drugi dzień.

Punktem wyjścia do rozważań na temat roli policji w Kazimierzu stała się sprawa ulicy Lubelskiej, na której obowiązuje zakaz ruchu za wyjątkiem dojazdu do posesji. Jednocześnie funkcjonuje tu jedyny w centrum miasta bezpłatny parking zastawiony – głównie w weekendy –  na całej długości ulicy samochodami na obcych rejestracjach. W sezonie mimo zakazu – jak twierdzi jeden z mieszkańców – przejeżdża tędy nawet 1300 aut. Utrudnia to nie tylko możliwość zaparkowania pod domem właścicielom posesji, ale także swobodny przejazd służb ratunkowych, co widać było podczas ostatniego pożaru.

- Straż pożarna miała problem, żeby dojechać do pożaru. Jeden wóz musiał się cofać aż do samego Rynku, żeby wpuścić kolejny. W środku pomiędzy samochodami strażackimi utknęła karetka wezwana do chorego. W końcu musiała wjechać na prywatną posesję i czekać na zakończenie działań strażaków. W sezonie karetki też nierzadko stoją na Lubelskiej w korkach – mówi mieszkaniec Lubelskiej Jan Kubiś. – Ja tu mieszkam na tej ulicy, widzę te problemy. Pracuję blisko tej ulicy i najbardziej mnie to boli, że przychodzi weekend i moi sąsiedzi z ulicy Lubelskiej przyjeżdżają do domów i nie mają gdzie stanąć. A turyści – nierzadko właściciele bardzo drogich aut – parkują na Lubelskiej za darmo. Mówi się o tym problemie od paru lat, ale rozwiązań jakoś nie widać...

Policja rozkłada ręce. Twierdzi, że nie jest w stanie kontrolować wjeżdżających w Lubelską: każdy twierdzi, że dojeżdża do posesji…

Może dobrym rozwiązaniem byłoby wzorem innych miast wprowadzenie za niewielką opłatą roczną winiet dla mieszkańców gminy i stworzenie na Lubelskiej parkingu tylko dla samochodów z winietami? Mieszkańcy przyjeżdżając do centrum na zakupy czy dla załatwienia spraw urzędowych nie mają gdzie zaparkować. Poza tym odblokowałoby to ulicę Lubelską.

 - Mieszkaniec korzystający z winiety zaparkuje na godzinę, zrobi zakupy i odjedzie – mówi radna Ewa Wolna – a kiedy przyjedzie turysta, to stoi cały dzień, blokując miejsce parkingowe i drogę innym użytkownikom.

Przede wszystkim, jak twierdzą mieszkańcy, trzeba poprawić oznakowanie.

- Oznakowanie ulicy Lubelskiej od strony szkoły budzi wiele wątpliwości – mówi jeden z mieszkańców. – To jest śmiechu warte, jak jest oznakowane, bo jak się wjeżdża od szkoły w Lubelską, to ważniejszym znakiem, przysłaniającym wszystkie inne, jest znak: ul. Szkolna. Przysłonięty jest zakaz ruchu, poza tym jest on tak mały, że jest po prostu niewidoczny. Proponowano też, by postój dla karetki pogotowania zorganizować na placu przyb ibliotece od stony ulicy Nadrzecznej.

Na spotkaniu debatowano również na temat zmian w kamienicy Lichtsona. Znika stamtąd apteka, specjalnie dla której pobudowano ten budynek w latach dwudziestych XX w. Jak mówią mieszkańcy, ma tam być teraz supermarket, co nie wszystkim się podoba.

- Musimy dbać o nasze Miasteczko, tu jest wszystko małe, kameralne. Musimy dbać o ten klimat. Jeżeli na naszym małym Rynku pojawią się supermarkety, to będzie po naszym małym Rynku – mówi Katarzyna Siemińska. – Jeżeli tam się pojawi supermarket, to wkrótce zginą wszystkie nasze małe sklepiki, a mamy ich wszystkich tylko sześć. Powinniśmy także prosić nowych właścicieli, żeby nam zachowali aptekę.

Kolejne spotkanie z cyklu Głos Kazimierza zaplanowano za miesiąc. Poświęcone ma być między innymi zagospodarowaniu nowej szkoły tak, by nie niszczyć małych szkół wiejskich.

- Musimy się zastanowić, jak zagospodarować też teren, gdzie jest w tej chwili szkoła blaszana – mówi Katarzyna Siemińska. – Nie możemy oddać reszty gruntów gminnych, nie chcemy żadnych cudów na patyku, które nam projektują, proponują ludzie z zewnątrz, tylko sami się musimy sami się zastanowić, co tam chcemy zrobić.

 

Data publikacji:

Autor:

Komentarze