Baza ludzi umarłych?

Udostępnij ten artykuł

"Baza ludzi umarłych" – tak nazwano obecny Kazimierz na spotkaniu z wykładowcami Politechniki Warszawskiej, podczas którego omawiano problemy związane z opracowaniem nowego Studium Zagospodarowania dla Miasta i Gminy Kazimierz Dolny. Skąd takie skojarzenie z filmem Czesława Petelskiego z 1958 r.  o tak odległych czasowo i geograficznie Bieszczadach?

W Kazimierskim Ośrodku Kultury, Promocji i Turystyki w ubiegłym tygodniu podczas spotkania mieszkańców miasta i gminy Kazimierz Dolny z pracownikami Politechniki Warszawskiej zajmującymi się na co dzień zagadnieniami opracowań studiów zagospodarowania przestrzennego – dr Anną Wieczorek i dr Barbarą Krupą – debatowano na temat problemów związanych z opracowaniem nowego Studium Zagospodarowania dla Miasta i Gminy Kazimierz Dolny.

 

- Kazimierz nie jest chroniony – mówił na wstępie radny Janusz Kowalski. – Wielokrotnie mieliśmy dowód, że elementy zabytkowe były niszczone przez inwestorów. A z drugiej strony tereny, które mogłyby być terenami inwestycyjnymi, pozornie chroni się przed zabudową. Ale kiedy przychodzi inwestor i ma zamiar budować obiekty wielkokubaturowe, to instytucje uzgadniające zmieniają zdanie i nagle ci wielcy mogą dużo.

 

Prowadzący spotkanie radny Leszek Furtas podkreślał, że taka sytuacja powoduje gromadzenie się wielu niejasności i niedomówień, rozgoryczenie mieszkańców, a także umieranie miasta, które nie może się w sposób należyty rozwijać. A przecież przykładów współistnienia substancji zabytkowej i nowoczesnej architektury nie brakuje chociażby we Włoszech, do których spuścizny kultura polska też się przecież odwołuje, co podkreślała z kolei dr Barbara Krupa.

 

Problemy związane z powstającym od 8 lat kazimierskim Studium wynikają, jak przekonywały specjalistki dr Anna Wieczorek i dr Barbara Krupa, z ułomności przepisów prawnych.

 

- Pracując na terenie Kazimierza Dolnego odniosłam wrażenie, że decyzje, w oparciu o które wydaje swoje postanowienia Wojewódzki Konserwator Zabytków, są decyzjami wydanymi bardzo, bardzo dawno temu, jeszcze w latach 60 – tych, 80 – tych ubiegłego stulecia – mówiła dr Anna Wieczorek, pracownik Wydziału Geodezji i Kartografii Politechniki Warszawskiej.

– Jestem przekonana, że w tamtych czasach spełniały one bardzo ważną rolę – dzięki nim nie ma w tym mieście bloków czy budynków – kubików, Myślę, że w czasach funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego, gdzie zmienia się poczucie własności nieruchomości, te decyzje po prostu się zużyły.

 

- Wszystko powinno być w przepisach bardzo dokładnie określone, by nie pozostawiać dowolności urzędnikom – przekonywała prawnik dr Barbara Krupa z Zakładu Prawa i Administracji Politechniki Warszawskiej. – Powinny być jasno określone granice parku krajobrazowego i tego, co ma być chronione – bo to musi być chronione – oraz tego, co chronione być nie powinno, by pozwolić ludziom żyć, bo to miasto nie może być wyludnione, bo to miasto powinno funkcjonować przez cztery pory roku.

 

O tym, że tak jest w istocie, nie trzeba było nikogo przekonywać.

 

- Kazimierz jest wymarły nie tylko w sezonie jesienno – zimowych czy wiosennym, ale również latem nie mamy turystów – mówiła Maria Żuk, mieszkanka Kazimierza. – Natomiast mamy tłumy ludzi w soboty i niedziele. I chwała im za to, że tutaj przyjeżdżają, bo Kazimierz od lat przez to, że różne gremia decydenckie – nie wyłączając kolejnych konserwatorów blokują rozwój infrastruktury turystycznej, bo pensjonaty i 200 restauracji pod nimi to nie jest żadna infrastruktura turystyczna. Trzeba dać ludziom możliwość spędzenia czasu.

Mieszkańcy nie kryli także swego rozżalenia z powodu blokowania ich chęci budowania nowych domów na własnych działkach, których nie mogą przekształcić na tereny budowlane, mimo że udaje się to tuż obok ich nowym sąsiadom – osobom z zewnątrz.

 

- Moja sąsiadka z Warszawy chciała mnie ostatnio wygonić z pola, jak pracowałem, bo hałas jej przeszkadzał i powiedziała mi, że w życiu się na tym polu nie wybuduję, bo ona kupiła działkę z gwarancją ciszy i spokoju – żalił się jeden z mieszkańców Okala.

 

Tak dzieje się nie tylko na Okalu. Tak dzieje się też na Miejskich Polach, gdzie z niezrozumiałych mieszkańcom przyczyn nie można się budować w ogóle.

 

- Jest tam wybudowana droga, jest energia, transformatory poszerzające energię dla całego rejonu, gaz ziemny, wodociąg miejski, a ziemia jest piątej i szóstej klasy – dziś są to ugory, których nikt już nie uprawia. Nie chcemy przecież budować się w centrum, chcemy wyjść ciut poza miasto – mówił były radny Stanisław Wicik z Kazimierza. – Tam nie ma czego chronić. 

 

Według nieoficjalnych informacji spłynęły już ostatnie pisma od organów uzgadniających Studium, po wprowadzeniu zmian uchwalonych równo rok temu przez Radę Miejską, która starała się uwzględnić jak najwięcej wniosków mieszkańców. Gdy ruszą stosowne procedury, wszyscy zainteresowani przekonają się, ile z tych zmian zostało uzgodnionych pozytywnie i czy nie zostały przypadkiem cofnięte poprzednie uzgodnienia, bo studium jest przecież uzgadniane po raz kolejny. Choć jak zapewniała obecna na spotkaniu Marzanna Cendrowska wiceburmistrz Kazimierza, tak być nie powinno, bo Urząd Miasta wysłał do organów uzgadniających pismo z prośbą o uwzględnienie poprzednio pozytywnie zaopiniowanych zmian. 

 

Co jednak, jeśli nowe Studium okaże się niezgodne z oczekiwaniami autorów ponad 700 wniosków uzupełniających projekt? 

 

- Każda uchwała, decyzja podlega zaskarżeniu – przekonywała dr Barbara Krupa, powołując się na Kodeks Postępowania Administracyjnego w postaci książeczki, którą radziła nabyć i się z nią dokładnie zapoznać. – To Państwo macie decydować o tym, co się dzieje w mieście, wybierając burmistrza, radnych i patrząc im na ręce. To Państwo musicie umieć korzystać z instrumentów prawnych, czyli pamiętać o tym, że w urzędach obowiązuje zasada pisemności. Rozmowa nie wystarczy. Trzeba budować społeczeństwo obywatelskie. 

 

Czym jest dzisiaj Kazimierz? Przystanią dla przybyszów, którzy szukają tu oazy spokoju? Skansenem, gdzie można podziwiać słodki urok prowincji? Gniazdem, z którego wylatują pisklęta, żeby tu więcej nie wrócić, bo „ziemia” jest w stanie wykarmić zaledwie garstkę obsługujących ten skansen? Domem dla miejscowych, którzy czują się pozbawieni prawa do budowy swojego gniazda? Miejscem pracy? Czym jest i czym będzie, zależy od samych kazimierzaków, którzy nie są – jak się okazało podczas spotkaniu – wcale bezbronni.

 

- Przyczyna nieskuteczności w działaniach spoczywa w braku znajomości prawa lub jego świadomym czy nieświadomym lekceważeniu – mówił obecny podczas spotkania były inspektor nadzoru budowlanego – namawiam wszystkich do korzystania ze swoich praw i poznawania chociaż trochę prawa administracyjnego.

Radni, z inicjatywy których odbyło się to spotkanie, obiecują, że będą walczyć o to, by Studium odpowiadało oczekiwaniom mieszkańców.

 

- Będziemy dalej działać w tym kierunku, by ludzie podejmowali działania obywatelskie, bo burmistrz nie ma władzy absolutnej – mówi Piotr Guz wiceprzewodniczący Rady Miejskiej. – Rada jest po to, by pomagać ludziom, bo po to nas wybierali, a nie działać wbrew społeczeństwu. 

 

Spotkanie zorganizowano z inicjatywy radnych: Leszka Furtasa, Piotra Guza, Janusza Kowalskiego, Rafała Suszka, Pawła Pałki.

 

Data publikacji:

Autor:

Komentarze